środa, 6 stycznia 2010

Primera Semana

Przylatujemy w nocy, miasto Meksyk robi wrazenie od poczatku - jest ogromne. Na ulicach jest mnostwo samochodow, z gory wygladaja jakby staly w gigantycznym korku. Hostel jest w Centro Historico, na bezludnej Starowce. W ciagu dnia jest tu tlum ludzi, ale w nocy pustoszeje. Jest spokojnie, nie czuje sie zagrozenia, chociaz miejscowi mowia, ze po zmroku chodza tylko wybranymi ulicami, w inne sie nie zapuszczaja. Kazdy przestrzega tez przed taksowkami, jesli sie zlapie na ulicy, bardzo prawdopodobne, ze wywioza i obrabuja. W ciagu dnia policja jest wszedzie. Od razu rzucaja sie w oczy wszechobecne dekoracje swiateczne. Mikolaje, renifery, sztuczny snieg, misie polarne rowniez - wszedzie symbole polnocnej, snieznej zimy, ktorej tu nigdy nie bylo. Na glownym placu Zocalo wielka atrakcja - sztuczne lodowisko, tor dla skuterow snieznych i namiot, w ktorym mozna porzucac sie sniezkami. Wieczorem podjezdza cysterna z azotem i produkuja nowy snieg.

Pierwszego dnia rozgladamy sie powoli, szukajac zrodel jadla, napoju i kasy. Drugiego dnia jedziemy do Teotihuacan - ogromnego prekolumbijskiego miasta. Kilka godzin zajmuje samo chodzenie lacznie ze wspinaniem na piramidy. Piramida Slonca jest trzecia na swiecie. Wszystko zbudowane bez metalowych narzedzi, kola ani zwierzat pociagowych. Robi niesamowite wrazenie.
Wieczorem sylwester, szukamy opcji, ale Meksykanie swietuja w domach, z rodzina. Trafiamy do malej, lokalnej knajpy. Po chwili podchodza wlasciciele i czestuja nas jakims drinkiem z dzbana, potem kolejnym, impreza sie rozkreca. Kolo polnocy jest wrozenie z winogron. Trzeba wlozyc do ust 12 duzych, zielonych winogron na 12 miesiecy powodzenia w Nowym Roku. Potem cala zaloga siada do wspolnej kolacji, na ktora tez nas zaprasza. Ogolnie ludzie tu sa bardzo przyjazni, ale tez nie nachalni.

Pierwszy stycznia jest wolny od pracy, na ulicach tlumy. Do lodowiska gigantyczna kolejka. Jedziemy do Xochimilco - cos w rodzaju parku, polaczonego kanalami, po ktorych porusza sie gondolami. Jest to bardzo popularne miejsce odpoczynku mieszkancow. Na tyle popularne, ze gondole co chwila sie zderzaja lub staja w korku. Na dodatkowych gondolach podplywaja zespoly mariachi, sprzedawcy jedzenia, piwa, kwiatow cietych i doniczkowych oraz waty cukrowej. Manewrowanie lodziami przeradza sie w fascynujacy spektakl. Przyjechalismy tu zobaczyc Wyspe Lalek - miejsce, ktore pewien czlowiek ozdabial lalkami, zeby upamietnic smierc corki. Niestety jest nieczynne, ale nasz gondolier zabiera nas do "repliki" - kilku drzew, do ktorych przywiazano lalki. Na kazdej gondoli odbywa sie rodzinne swieto - duzo jedzenia, spiewy, nawet tance. Kiedy siedzimy przytuleni, z jednej z mijajacych lodzi wszyscy krzycza "Beso! Beso!" - jak na weselu.

Nastepnego dnia zapuszczamy sie glebiej w to wielkie miasto. Jedziemy do domu Fridy Kahlo. Teraz ona jest bardziej znana, ale za zycia wszystko krecilo sie wokol Diego Riviery - starego, grubego rozpustnika. Dom w duzym ogrodem w spokojnej okolicy, wygladajacej jak amerykanskie przedmiescia. Dla kontrastu jedziemy do Topico - szemranej dzielnicy bazarow. Szukamy miejsca kultu Santa Muerte - dziwnego polaczenia dawnego boga smierci i chrzescijanskiej swietej. Przebijamy sie przez zatloczone bazary i w koncu jest. W witrynie, przy ulicy stoi figurka szkieletu ubrana w koronkowa, zlota sukienke, jakiej nie powstydzilby sie zaden swiety. Przed figurka pol ulicy zastawione jest kwiatami, caly czas przychodza wierni, modla sie, czestuja swieta papierosami i jablkami. To bardzo zywy i kontrowersyjny kult - oficjalnie potepiany przez Kosciol, ale coraz bardziej popularny.

Kolejne miejsce magicznego miasta to bazar talizmanow i fetyszy. Rzeczywiscie znajdujemy stragany z suszonymi nietoperzami, skorami grzechotnikow, wypchanymi sowami, kopytkami, skorkami wiewiorek itp. Typowe fetysze voodoo, jak w ojczyznie voodoo Beninie. Widac, ze funkcjonuja tu niezle, chociaz czarnej rasy ani mieszanek nie spotyka sie tu prawie w ogole.

Wieczorem wyjazd do Puebli, autobusy bardzo komfortowe i punktualne. Ogolnie poziom rozwoju cywilizacyjnego wysoki, w wiekszych miastach na rynku jest darmowe wifi. Starowka w Puebli jest sliczna i chyba najwieksza jaka widzialem. Jest sobota wieczor, zwiedzamy miejscowe kluby, ale nie dzieje sie nic ciekawego. Za to nazajutrz, w niedzielny poranek, pod arkadami na rynku rozstawiaja sie na oko osiemdziesiecioletni staruszkowie i graja na marimbie oraz przeszkadzajkach. Graja latynoskie rytmy, nogi same sie ruszaja. Po chwili zaczyna tanczyc odswietnie ubrana para, w podobnym wieku. Poruszaja sie powoli, ale z duza gracja i swietna technika. Reszte niedzieli spedzamy na szwendaniu sie po starowce.

W poniedzialek jedziemy do Oaxaca, stolicy mezcalu, czyli wodki z agawy (tequila tez jest mezcalem, ale z konkretnego regionu). Rzeczywiscie, szybko trafiamy do El Casa de Mezcal, gdzie leci Metallica i miejscowi kowboje wychylaja setke za setka. Od razu robi sie swojsko. Nastepny poranek to wjazd na Monte Alban - kolejne rozlegle starozytne miasto, stolica Zapotekow. Wielkie swiatynie budza szacunek i prowokuja wniosek, ze kiedys miejscowi mieli codziennie stycznosc z piekna, monumentalna architektura - a teraz dokola bylejakie domki. Na kolacje zamawiamy paskioniki, sa male i chrupiace, ale niezbyt smaczne. Wracajac trafiamy na wesola procesje, trzymetrowe firgury tancza na ulicy, duzo fajerwerkow, gra orkiestra i dostajemy bambusowe kieliszki pelne oczywiscie mezcala.

Kolejny dzien to wyprawa rozklekotanym autobusem do Mitli. Od razu nam sie podoba - male senne miasteczko z jedna glowna ulica i destylarnia mezcalu na kazdym rogu. Zwiedzamy ruiny miejsca, gdzie skladano ofiary z ludzi przez wyrwanie im serca. Trafiamy na degustacje mezcala, gdzie mozemy sprobowac tez bialych robakow, ktore mieszkaja w agawie i sa potem umieszczane w niektorych gatunkach trunku. Tluste robaki sa dosc smaczne. Wracamy do Oaxaca, zeby ruszyc nad ocean.

7 komentarzy:

  1. O jaka wspaniała relacja! Aż się nogi same rwą!:) Szacun za zjedzenie dwóch gatunków robaka już w pierwszym tygodniu wyprawy - w sumie, "u nas w Tajlandii" nie było mezcalu, może dlatego nie wchodziły:):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy uwieczniłeś na zdjęciu małżonkę z 12 winogronami w ustach? Jakoś nie potrafię sobie tego zwizualizować :)

    Przywieź te robaki. Chętnie przetestuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nad ocean, po słońce... a u nas zima najprawdziwsza, śnieg po kolana, mróz szczypie w uszy. Znajomy co wrócił z Brazylii mówił, że obowiazujące tam kostiumy plażowe to stringi (tylko) dla dziewczyn i szerokie majty za kolana dla chłopaków; jesteście zaopatrzeni? Czy w Meksyku inna moda? Uważajacie na nietoperze (te żywe, nie trupy z targu woodoo), prasa donosiła, że roznoszą wściekliznę!

    OdpowiedzUsuń
  4. heh, kryzys gospodarczy niby szaleje jeszcze, ale przecież igrzysk nie może zabraknąć. A u nas snieżki, biegówki i zabawa w poślizgi - free for everybody who dares!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwyczaj zapychania się winogronami istnieje tez w Hiszpanii, tu trzeba zjeść jedno na kazde uderzenie zegara (najlepiej tego z Puerta del Sol w Madrycie) - wszysycy tego strasznie pilnuja, mi sie jednak nie udało bo impreza była tak glośna, że o wybiciu północy dowiedziałem się obserwujac wypuszczane fajerwerki :)
    A poza tym świeża rada prosto z Lizbony: oprócz zwyczajowego dbania o siebie, przed samym wylotem z Meksyku upewnijcie się że wygladacie jak okazy zdrowia! W hostelu spotkałem dziewczynę z Austrii która czekała na swojego znajomego Meksykanina z którym mieli razem grać na ślubie gdzieś na południu Portugalii. Po trzech dniach od spodziewanej daty jego przylotu dostała info, że z powodu podejrzenia grypy A został podczas odprawy zatrzymany na 3-tygodniową obserwację! Zresztą pewnie świńska paranoję widać tam u was na każdym kroku?

    OdpowiedzUsuń
  6. I cóż ja mogę powiedzieć?! ZAZDROSZCZĘ JAK CHOLERA :)

    Będę czytać, kontrolować czy nie za duzo robaków jecie i czy Diego "Brzuchal" i jego styl życia za bardzo Was nie wciągnie...

    Pozdro,
    JO

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to dobrze mieć wszystkie dzieci na oku, mimo, że są w tak różnych miejscach! Niech będzie pochwalony Internet!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...