środa, 4 sierpnia 2010

Delta Dunaju

W Braszowie zostajemy na niedzielne leniuchowanie. Lansujemy się w modnych knajpach przy deptaku, którym powoli przechadzają się najlepsze partie miasta. Zwiedzamy Czarny Kościół, gotycką świątynię z surowym wnętrzem. Na ścianie tablica z proboszczami od czternastego wieku do teraz, wszystkie nazwiska niemieckie.

Z Braszowa jedziemy na południe. W Sinaia oglądamy letnią rezydencję Hohenzollernów, pałacyki bogato zrobione rzeźbami i porożami. Zjeżdżamy z gór i uderza w nas fala gorąca, jedziemy autostradą, ale nawet rozpędzenie się do 180 kmh nie przynosi spodziewanego ochłodzenia. Podejmujemy dramatyczną decyzję - zdejmujemy kurtki. Im dalej w stronę Ukrainy, tym coraz mniej miast i samochodów, jedziemy długą, prostą drogą przez pola. Nad polami polują ptaki, biorę jednego na klatę. Nocujemy w przydrożnym motelu, w rytm przejeżdżających tirów. Za gorąco, żeby spać, oglądamy rumuński kanał muzyczny, którego prezenterka w stroju topless tańczy i śpiewa piosenki, które puszcza.

Rano dojeżdżamy do Tulczy, ostatniego portu na Dunaju. Ugadujemy portiera w najlepszym hotelu, żeby popilnowal motoru, a sami wsiadamy na ukraiński wodolot, który wiezie nas przez Deltę.
Dopływamy do Sfintu Gheorghe, wioski przy samym ujściu jednej z odnóg Dunaju. Nie dochodzą tu drogi, wszystko przywozi się na łodziach. Po pasażerów wodolotu wyjechały wózki zaprzęgnięte w osiołki. Ruszamy zobaczyć deltę. Rybak zabiera nas swoją krypą napędzają ruskim dieslem o dźwięku młota pneumatycznego. Po godzinie docieramy do jeziora, ale nie możemy na nie wpłynąć. Idziemy na piechotę brodząc w ptasich odchodach. Podchodzimy dużą kolonię pelikanów, dostojnie odpływają na bezpieczną odległość. Wracamy przy zachodzącym słońcu. Na kolację gospodarze podają wielkiego suma. Następnego dnia będzie jeszcze lepszy jesiotr, druga z podstaw tutejszego menu.

Rano idziemy na plażę, korzystamy z miejskiego transportu, czyli traktora z przyczepą. Plaża jest dość pusta, trudno się dziwić przy temperaturze 40 stopni. Woda w morzu jest słodka, głównie pochodzi z Dunaju. Wieczorem niewiele się dzieje, turyści i miejscowi siedzą w jednej z dwóch knajp. Pijani rybacy próbują złapać klienta na zwiedzanie delty. Następnego dnia wracamy do Tulczy.

2 komentarze:

  1. Przez to, że nie ma zdjęć, muszę wytężać wyobraźnię! Na szczęście pomaga klimat panujący w Mzungustocku :P

    OdpowiedzUsuń
  2. komentarz Pati uważam za nieaktualny:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...