niedziela, 1 sierpnia 2010

Motorem na dwa dwieście

Z Cluj zagłębiamy się w Transylwanię. Jedziemy do Sighisoary, ślicznego średniowiecznego miasteczka. W ciężkich motocyklowych ciuchach powoli podchodzimy do górującego nad miastem kościoła. Potem zjeżdżamy z głównej trasy, do małych niemieckich wiosek, założonych przez osadników z Saksonii, sprowadzonych niegdyś dla obrony przed hordami.

Zatrzymujemy się w pięknym szesnastowiecznym domu proboszcza, odrestaurowanym przez parę Holendrów. W wielkim ogrodzie hodują własne warzywa i winorośl, z której pędzą całkiem niezłe wino. Poznajemy emerytowanego niemieckiego testera Mercedesów, który opowiada, że najlepiej testuje się w górach Sierra Nevada, bo najszybciej można wjechać z poziomu morza w wysokie góry.

Następnego dnia robimy objazd po precyzyjnie zaplanowanych i germańsko zadbanych wioskach. Wyróżniają się charakterystycznymi warownymi kościołami, które chroniły całą wieś. Niektóre czynne do dziś z mszą po niemiecku, inne popadają w ruinę.

Wieczorem zwiedzamy dwie wioskowe knajpy. Jedna to typowa śmierdząca mordownia tylko dla mężczyzn. Druga jest nastawiona na młodszy target, główną atrakcją jest kanał o wrestlingu na dużej plazmie. Nastoletnie cyganki komplementują urodę M. W barze w dużych plastikowych butlach całkiem niezły koniak.

Przez zielone wzgórza Siedmiogrodu jedziemy w góry. Po drodze zwiedzamy Sibiu, jeden z siedmiu grodów. Zwiedzamy pojedynczo, nie ma gdzie zostawić motoru z bagażami pod opieką. Szybko ruszamy dalej, przed nami legendarna trasa Transalpina.

Do niedawna przejezdna tylko dla terenówek, teraz jest utwardzana. Nie mogliśmy nigdzie się dowiedzieć, czy już jest cała wyasfaltowana. Nie jest. Na początku asfaltowe serpentyny, potem zwykła gruntowa droga przez las. Obciążony motocykl zanurza się w błocie i ślizga się przejeżdżając przez strumyki. Zatrzymujemy się przy bacówce i kupujemy świeżą bryndzę. Wyżej widoki robią się coraz lepsze, w najwyższym punkcie (jakieś 2200 metrów) panorama jest z obu stron. Tuż za szczytem trafiamy na świeże osuwisko. Trzeba się przebić przez spulchnioną ziemię z kamieniami. Zaraz potem wjeżdżamy we mgłę, widoczność na kilka metrów wystarcza, żeby wyhamować przed kolejnym zakrętem o 180 stopni. Ręce mi odmawiają posłuszeństwa, M odmawia zdrowaśki. Dojeżdżamy do schroniska, okazuje się, że jest całe zajęte przez... konferencję jakiejś firmy. Na szczęście niedaleko powstaje kurort narciarski, znajdujemy pensjonat. Transalpina to najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiłem na motocyklu.

Rano po umyciu z błota i nasmarowaniu łańcucha ruszamy w stronę drugiej słynnej trasy, Transfogarskiej. Zbudował ją Ceausescu, który chciał móc szybko przerzucić czołgi przez Karpaty. Trasa wchodzi na 2040 metrów, widoki są niesamowite. Winkle do jazdy motorem też konkretne. Ale akurat jest weekend, a w weekend każdy porządny Rumun pakuje rodzinę do Dacii Logan, rusza w góry, rozbija się gdzie popadnie i rozpala grilla. Na trasie tłok, miejsca widokowe zajęte, rozbić się na dziko nie da, bo wszędzie już plonie ognisko. Dlatego zjeżdżamy z gór i wieczorem docieramy do Braszowa.

1 komentarz:

  1. Odpowiadając na pytania - nocleg w odrestaurowanym domu proboszcza z pięknym ogrodem, niedaleko Biertan i innych warownych kościołów to La Curtea w Richis http://www.lacurtearichis.eu

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...