wtorek, 5 maja 2009

Wiedzma o zlotych piersiach i francuskie towarzystwo lotnicze

W drodze na polnoc czekam na nocny autobus w Parakou. Na dworcu pod wieczor przychodzi trojka szescio- siedmiolatkow. Rozstawiaja stoisko z jedzeniem. Nosza stol, lawy i ciezkie, pelne miski, pokrzykuja na siebie z powaznymi minami, zachowuja sie jak dorosli. Jak przychodzi matka i przejmuje dowodzenie, wracaja do smiechu i zabawy w berka.

Do granicy z Nigrem dojezdzamy w nocy. Posterunek jest nad rzeka, urzednicy spia na ziemi przykryci moskitierami. Odprawa przebiega sprawnie, ale zaraz za granica autobus staje i musimy poczekac do rana - podobno ze wzgledu na mozliwosc napadu bandytow. Spimy na betonowej podlodze dworca. Z pianiem kogutow ruszamy dalej, krajobraz juz mocno pustynny, niewiele zostalo z bujnej zieleni wybrzeza. Na sniadanie znajduje kanapke z bigosem, jak potem wieczorem dostaje kielbase z grilla, zaczynam podejrzewac, ze polskie sukcesy kolonizacyjne nie skonczyly sie na Madagaskarze.

W Niamey jestem kolo poludnia, w misji katolickiej nie przyjmuja bez wczesniejszej rezerwacji, wiec laduje w Hotelu Moustache, chyba najbardziej obskurnym z dotychczasowych. W barze kilkanascie pijanych dziwek, w pokoju brzydze sie dotknac czegokolwiek. Ide na miasto, jest goraco jak w piekle, ale tez spokojnie, nie ma takiego zgielku jak w innych stolicach. Wstepuje na piwo w restauracji na brzegu rzeki. Zachodzace slonce parzy. Przysiadam sie do starszej Murzynki, wyglada na wlascicielke. Gramy w bantumi. Ma wielkiego psa, o ktorego ostatnio bardzo sie martwi. Niedaleko knajpy powstaje nowy most, ktory buduja Chinczycy. Podobno zjedli juz wiekszosc psow z okolicy.

Wracam nad rzeka, lapie taxi i pytam o droge. Odpowiada mi dziewczyna z tylniego siedzenia. Chwile potem zaprasza mnie do swojego sklepu. Mariam pochodzi z Nigerii, ma sklep spozywczy i francuskiego narzeczonego. Opowiada o zyciu w Afryce; o tym, ze wszystkim rzadza pieniadze, i ze niektorzy zrobia wszytstko, zeby je zdobyc. W zwiazku z czym sprzedaja swoja dusze i poswiecaja rodzine. Opowiada o kaplanie, ktory prowadzil popularny kosciol, a potem znaleziono u niego 20 glow ludzkich zlozonych w ofierze. Zeby mi to udowodnic, zaprasza na ogladanie nigeryjskich filmow. Przyjezdza narzeczony Fred, ktory jest pilotem awionetek, i odwoza mnie do hotelu.

Nastepnego dnia ogladamy filmy, najpierw u niej w domu. Mieszka w jednym pokoju, nie ma biezacej wody. Na scianach obrazki z wielkimi domami i wielkimi terenowkami oraz napisem Boze dopomoz. Film Noting is for noting opowiada o czlowieku, ktory bardzo chcial byc bogaty. Dolaczyl wiec do do kultu wiedzmy o wielkich zlotych piersiach, z ktorych ssal bogactwo. Ale potem wiedzma zarzadala ofiar - siostry, matki, w koncu dzieci. Moral zawiera sie w tytule, czyli zawsze jest cos za cos, ale ciekawe byly szczegoly. Symbole powodzenia to hummer, uzbrojona ochrona i sypanie banknotow na muzykow w czasie imprez.

W ciagu dnia jest burza, ale jest tak goraco, ze wiekszosc deszczu wyparowuje przed dotarciem na ziemie. Pod wieczor jedziemy do Grand Hotelu na taras z basenem i swietnym widokiem na rzeke. O zachodzie slonca zbiera sie tu cala biala smietanka Niamey. Poznaje kumpli Freda - francuskich pilotow. Lataja malymi samolotami i woza np Chinczykow, ktorzy wydobywaja rope na pustyni. Potem jedziemy do ich kwatery - pieknej klimatyzowanej willi z ogrodem. W nocy odwiedzamy najpopularniejszy klub. Bilard okupuje personel francuskiej ambasady, pozostali goscie to dziewczyny szukajace bialego przyjaciela. Konczymy wczesnie, bo musze wstac o trzeciej na autobus do Agadez.

W autobusie wiekszosc pasazerow to mlodzi ludzie z calej Afryki Zachodniej, ktorzy probuja sie dostac do Europy. Jada do Libii lub Algierii, dalej przez morze do Wloch lub Francji. To bardzo droga i niebezpieczna podroz, miejsce w ciezarowce z Agadez do Libii kosztuje 300 euro. wiekszosc nie ma zadnych dokumentow, kazdemu policjantowi daja lapowke. Ostatni odcinek drogi do Agadez pokonujemy w konwoju autobusow, eskortowani przez wojsko w samochodach z poteznymi dzialkami, chyba przeciwlotniczymi. Czyzby podstepni Tuaregowie uzywali motolotni?

1 komentarz:

  1. Francuzi na awionetkach nie przerzucają ludzi? To może na nich te działka plot?
    A tak nawiasem - po spotkaniu Francuzów nadal aktualne, że podczas tej wyprawy się nie upiłeś?:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...