poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Lome i swiatynia wielkiego pytona

Z Accry wyjezdzam rano i w poludnie jestem na granicy. Z granicy do Lome jest 500 metrow, na piechote szukam hotelu idac wzdluz szerokiej plazy. Znajduje nocleg w kolonialnej willi i biore motocyklowe taxi do centrum. Na swiatlach zagaduje mnie dziewczyna na skuterze. Mowie, ze chce zobaczyc miasto, zaprasza mnie na swoj skuter. Na kolejnym skrzyzowaniu omal nie wpadamy pod samochod. Idziemy na piwo, pyta czy jestem zonaty, mowie, ze zareczony. Wtedy troche traci zainteresowanie, konczy duze mocne piwo i odwozi mnie do hotelu. W poniedzialek chodze po miescie, poza wielkim targiem miasto wyglada na male i spokojne. Zewszad blisko na plaze. Na targu skora z calego krokodyla. Pytan, czy to legalne, odpowiedz brzmi - w Afryce tak. Wyjatkowo sporo bialych twarzy, wygladaja na tutejszych. Po poludniu ide na plaze, przysiada sie sympatyczny chlopak i zaraz jestem zaproszony do domu, ale grzecznie odmawiam.

Nastepna niezauwazalna granica i jestem w Beninie, w kolebce voodoo czyli Ouidah. Jade moto taxi do hotelu, ciec prowadzi tylnym wyjsciem do pokoju, ktory chyba sam zajmowal, bo szybko szura pety pod lozko i zmienia posciel. Zbijam cene o jedna trzecia, co tez jest dziwne. Potem widze wywieszke na glownym wejsciu: zamkniete z powodu remontu. Ide do swiatynii Wielkiego Pytona - dziesiatki wezy klebia sie na podlodze. Jak w filmie Klatwa Doliny Dzikich Wezy. Sa spokojne i mozna brac na rece, ale mimo wszystko budza respekt. Szukam Swietego Lasu, w koncu znajduje zagajnik z rzezbami bostw voodoo. Wracam przez miasto i nie moge znalezc restauracji, wiec wstepuje do apteki spytac o droge. I znowu siedze na czyims motorze, ktos wiezie mnie do swoich miejsc. To miejscowy lekarz. Jedziemy na obiad, w trakcie ktorego proponuje mi wizyte u siebie w domu oraz wolna od chorob dziewczyne (w koncu kto ma wiedziec, ktore sa zdrowe jak nie lekarz). Proponuje mi tez wlasne towarzystwo w dalszej podrozy. Jedziemy do jego domu, mlodsza corka, okolo roku, na moj widok ucieka z placzem. Doktor chce tez, zebym nasrepnego dnia uzywal jego czarne bmw. Za wszystko grzecznie dziekuje.

Rano ide na spacer droga niewolnikow na plaze, po drodze ladne wioski, goraco. Na plazy pomnik Drzwi Bez Powrotu, ruiny kolonialnego hoteliku, jeden opusczczony bar. Niewiele jak na druga glowna atrakcje turystyczna kraju. Po poludniu jade do Cotonou. Przeciskam sie przez korki na motocyklowym taxi, ktore tu nazywa sie zemidzan i jest podstwowym srodkiem transportu. Z dwoma plecakami i rajdowym kierowca utrzymanie rownowagi wymaga sporo wysilku. Podziwiam kobiety, ktore sie nie trzymaja, poniewaz w obu rekach sciskaja torebke, lub co gorsza niemowle. Od razu znajduje hotel, tym razem pensjonat Dzieki Bogu. Wiekszosc hoteli, do ktorych trafiam, prowadzi albo siostra przelozona, albo burdel mama. Szybko znajduje w okolicy pasnik i wodopoj i czuje sie jak u siebie. Jedyne, do czego nie moge sie przyzwyczaic to nagle trabienie zemidzanow tuz za moimi plecami. W ten sposob szukaja klientow. To co mnie czasem w Afryce przerasta to nadmiar - dzwiekow, zapachow, ludzi. Tu nie ma miejsc typu zaciszna kawiarenka, gdzie mozna sie wyciszyc. Wszedzie jest duzo, glosno i tloczno. Tesknie za chlodnym, czystym, bialym marmurem.

7 komentarzy:

  1. "...czystym, bialym marmurem." RASISTA!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba własnie miałam namiastkę 'dużo, głośno, tłoczno, gorąco' (największy nacisk na 'ogomne_ilości_hindusów_absolutnie_wszedzie' ;)) Więc tym bardziej wileki podziw, że dopiero teraz piszesz, że to męczące! po tylu tygodniach!

    spoko, może przygotujemy niedługo kawałek pomostu w zacisznym miejscu nad malowniczym, choć niedużym, jeziorem...? hę?

    OdpowiedzUsuń
  3. "Lome jest małe, piaszczyste, gorące i piękne." Tako pisze Kapuscinski w Wojnie Futbolowej wlasnie czytanej. Co za magic!

    Zu - slusznie prawisz. Teraz na majowke jedziemy tam pracowac nad owa malowniczoscia, tzn. malowac okna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezioro jak najbardziej, ale najpierw dobrze obejrzeć pierścionek:), potem do matki na odkarmienie:) A w wawerskich lasach mozna już spotkać żmiję zygzakowatą i mieć namiastkę pytonowiska

    OdpowiedzUsuń
  5. chłodny i zaciszny kąt domowy już czeka, a w nim stesknione koty i nie tylko :)Czas wracać!

    Jak wyjeżdżałeś była zima, teraz wszystko kwitnie i budzi się do życia.. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli biznes hotelarski kwitnie... trzymamy kciuki za bezpieczny powrót. cały Hardwork Team. Szykujemy sie do święta hardworka - czyli 1 maja... wiecej znajdziesz na http://www.hardwork.pl/blog/pierwszy-maja-swieto-hardwork/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze, Piotrek, ale masz bracie rwanie. I to bez fury :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...