sobota, 18 kwietnia 2009

Ocean, homar i surrealistyczny kot

W Niedziele Wielkanocna ruszam na poludnie. Czekajac na transport poznaje trzy blondynki: Szwedke, Dunke i Niemke. Wszystkie pracuja jako sanitariuszki, tfu, wolontariuszki. Opowiadaja o Idealnej Plazy - miejscu, ktore nazywa sie Hideout i nie ma go w moim przewodniku. Mialem inne plany, ale czywiscie zabieram sie z nimi. Jedziemy busem do Takorade, potem taksowka do Butre. Wychodzimy na plaze za wioska w pieknej zatoce otoczonej wzgorzami mangrowcow. Czuje, ze nareszcie dotarlem do celu, wyciagam aparat, robie zdjecia. W Hideout nie ma miejsc, idziemy dalej okolo 20 minut plaza do nastepnego podobnego odosobnienia Ghana Spirit. Kilka domkow, bar i dokola wylacznie plaza i palmy.

Rozpakowuje sie i nagle widze, ze nie mam torby z paszportem. Jedyna mozliwosc to to, ze wypadla mi przy wyjmowaniu aparatu na plazy. Deja vu - juz przezylem takie sytyuacje - raz w Paryzu stracilem paszport i wszystkie pieniadze, innym razem w Delhi sporo pieniedzy. Docieram gdzies po dlugiej podrozy i jestem tak szczesliwy, ze trace czujnosc. Szybko wracam na poczatek plazy, myslac, co zrobie jak nie znajde paszportu. W Ghanie nie ma ambasady, jest konsul honorowy - zreszta kumpel Malika, ale nie wiem czy moze wystawic paszport. Najblizsza ambasada w Nigerii, ale jak sie tam dostac bez paszportu...

Docieram na miejsce, nic nie znajduje. Pytam miejscowych, kieruja mnie do szefa wioski. Szef przyjmuje mnie na werandzie. Wysluchuje i mowi, ze poleci swojemu rzecznikowi powiadomic okoliczne wioski przy pomocy tam tamu i jesli ktos znajdzie, to odda szefowi. Dziekuje i wychodze, kiedy opuszczam wioske podbiega chlopak i mowi, zebym poszedl za nim. Idziemy do jednego z domow, maja moja torbe, nie ruszona. Ojciec chlopaka, ktory ja znalazl, chce za to okolo 120 euro. Proponuje ok 10 euro. Ten sie denerwuje i ciagnie mnie do szefa wioski. Szef wysluchuje i mowi, zebym cos dal znalazcy. Pytam ile, on po konsulatcji z ojcem mowi 120. Mowie, ze to za duzo i proponuje 10. Szef mowi, ze w takim razie mam nic nie placic i zamyka sprawe. Wychodzimy, ojciec klnie pod nosem, nie chce moich pieniedzy. Daje jego synowi okolo 20 euro.

Kiedy wracam jest juz noc i trwa wielkanocna impreza na plazy. Wszyscy goscie i wszystkie okoliczne wioski tancza do ghanijskiego high life'u. W swietle ksiezyca jest jasno prawie jak w dzien. Uswiadamiam sobie, ze w czasie tej podrozy ani razu sie nie upilem. Jak sie jest samemu, trzeba sie pilnowac, bo nikt inny mnie nie upilnuje. Impreza konczy sie dosc wczesnie, siedzimy potem na plazy, plywamy i gadamy. Wlasciwie wszyscy goscie poza mna to wolontariusze.

Przecietny wolontariusz to dziewczyna w wieku dwudziestu kilku lat, z Europy, czesto z mniejszego miasta. Przyjezdza tu, poniewaz: znudzila ja praca lub rzucil ja chlopak lub rzucila szkole lub skonczyla studia i nie chce isc do pracy. Wiekszosc wybiera Ghane, poniewaz uznawana jest za najbezpieczniejszy kraj w Afryce. Na miejscu przezywaja szok i chca wracac, ale wtedy musialyby zaplacic za przelot i roczny pobyt, wiec zostaja. Narzekaja na warunki higieniczne, czeste oferty wyjscia za maz, monotonne jedzenie, monotonne zajecia. Poniewaz nie maja odpowiedniego wyksztalcenia, pracuja jako asystent nauczyciela lub przedszkolanka. Poznalem tez wyksztalcona nauczycielke, ta narzekala na bicie dzieci i seksizm nauczycieli. Miala poczucie, ze cokolwiek by nie robila przez rok pobytu, i tak po jej wyjezdzie wszystko wroci na dawne tory.

Wlasicielami Ghana Spirit sa Angielka i jej ghanijsko-angielski narzeczony. Spedzaja tu 10 tygodni w roku, w pozostalym czasie piecze sprawuja kolejni ochotnicy, czyli goscie, ktorzy postanawiaja zostac dluzej. Ich wynagrodzenie to pokoj, jedzenie i picie bez limitow. Kolejnym szefem bedzie jedna z blondynek - Szwedka. Szwedka to niespokojny duch, pracowala w hostelu w Rzymie, mieskala w Hiszpanii. Opowiada o pracy marzen na polnocy Norwegii - jako rybak mozna zarobic 6000 euro miesiecznie...

Inni rezydenci Ghana Spirit to spaniel, kundel i surrealistyczny, ogromny kot perski. Poluje na jaszczurki i nietoperze, legenda glosi, ze raz przyniosl tez jadowita zielona mambe.

Kolejny dzien to dzien bez planow i organizowania. Idziemy na rybe do wioski i nic wiecej sie nie wydarza. Kolejne dni sa dosc podobne. Jeden z nich to wyprawa do Busua na homara. Spacer z widokiem na blekitne laguny. Ostatnie miejsce na wybrzezu, gdzie las rownikowy styka sie z oceanem. Wioseczki rybackie. W lowieniu ryb uczestniczy cala wioska. Rano wyplywa lodka i zarzuca siec. Potem przez kilka godzin cala wioska sciaga siec z brzegu w rytm jednostajnej piesni. Polowy sa marne, wieksze sztuki wylawiaja duze statki.

Po paru dniach zmuszam sie do ruchu, jeszcze troche drogi przede mna. Przez Takoradi docieram do Elminy, to male, rybackie masteczko z poteznym holenderskim fortem, ktory sluzyl do handlu niewolnikami. Zwiedzam w grupie kilkunastu osob. Jestem jedynym bialym, a przewodnik kieruje swoja opowiesc glownie do mnie. Czuje pewna odpowiedzialnosc, ale mysle o zaborach i od razu mi lepiej. W miasteczku sa tez smiesznie zdobione domy bojowek Ashanti. Jeszcze tylko homar na obiad i jade do Accry.

Przyjezdzam w nocy, na dworcu klebi sie tlum chlopaczkow. Duza, czarna blondyna wyciaga mnie z tlumu i mowi, ze zaraz mnie oskubia. Lapie taksowke, kieruje w odpowiednia strone i daje mi numer, zebym koniecznie do niej zadwonil. Jezdzimy o hotelach, wszedzie brak miejsc, takze w moim upatrzonym Hotelu Kokomlemle. W koncu znajduje sie miejsce w hostelu dla nauczycieli.

Dzis od rana laze po miescie, ogromny meczacy targ, przyjemne knajpy na klifie nad oceanem. Probuje miejscowych specjalow - banku czyli ciagnace puree ze sfermentowanej kukurydzy. Jeszcze czeka mnie sprobowanie fufu czyli puree z kasawy i czegos jeszcze. A jutro jade do Togo.

7 komentarzy:

  1. Alleluja! Alem ciekawa widokow z tego ichniego Zanzibaru. Swietny portret sanitariuszki znaczy wolontariuszki, tak ona rzeczywiscie ma zazwyczaj! Zdrowia i przygod dalszych zyczy sie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś dużo o blondynkach, nawet czarna jest jasna:) Widać tęskota już doskwiera:) A tą kradzieżą w Delhi to mnie nieźe zaskoczyłeś, żeby o czymś takim własna matka dowiadywała się z internetu i to po 12 latach!

    OdpowiedzUsuń
  3. w Delhi nas oskubali cinkciarze, w klasyczny sposob na podmieniony rulon niby banknotow owiniety recepturka

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestes dzieckiem szczescia. Jak gdzies w okolicy wybuchnie wojna, to ty zostaniesz przywodca partyzantow, a potem oglasza cie wodzem. Pojechal skubany do Afryki i oddali mu dokumenty, a na dodatek trafil na stado Szwedek-blondynek. Na dodatek pewnie po latach beda wspominali takiego jednego bialego z Bolandy, ktory mial taki ogien (nie powiem gdzie), ze ciagle jeszcze w okolicy rodza sie biale dzieci. Ech ... Dawaj foty tych lasek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciesiu, a Czas Apokalipsy pamietasz? Albo lepiej - Jądro Ciemności? Ty byś się na takiego wodza/szamana/szefa sekty nadawał :-)

    Trzymaj się ciepło. To chyba w tym klimacie nie będzie trudne :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, wystarczą trzy blondynki, żeby ożywić obserwatorów:) Toż w ojczyźnie ich nie brakuje!

    OdpowiedzUsuń
  7. bo to taka męska wyprawa.. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...