środa, 11 marca 2009

Senegal - pierwszy tydzien

Dong. Jestem z powrotem w Dakarze. Ostatnio sporo sie dzialo, ale po kolei.

Lotnisko Trypolis - senne, prowincjonalne lotnisko z cmentarzyskiem samolotow na nieuzywanym pasie. W "hali odlotow" dwa stanowiska odprawy i sporo beduinskich delegacji. Na pokladzie caly numer gazetki pokladowej poswiecony koronacji Muhomora na Krola Krolow Afryki przez wybranych krolow; ksiazat i szefow wiosek z roznych krajow Afryki. Taka wspolnota przeciw Stanom; rajd sil USA na Libie z lat 80tych jest przypominany wszedzie. Samolot wypasiony, kazdy fotel ma swoj ekran - na lotach europejskich to rzadkosc. Do obejrzenia najnowsze hity hollywood, ale ocenzurowane - kazdy dekolt a nawet odkryte ramiona sa zamaskowane.

Dakar - przyjezdza po mnie Malik elegancka fura i wiem, ze tu nie zgine:) Jedziemy obejrzec hotel polecany przez Lonely Planet - takiego syfu dawno nie widzialem, prawdziwe "place for crazy prostitutes" jakby to ujal nasz przyjaciel Tom z Kenii. Malik znajduje mi super hotel, tez for prostitutes, ale mniej crazy. Pokazuje mi gdzie i ktoredy po Dakarze i umawiamy sie na nastepny dzien.

W niedziele rano chodze po miescie, od razu mam towarzystwo kilku przyjaciol, ktorzy jak slysza, ze pierwszy raz w senegalu to wietrza latwy lup. Maja bardzo zdziwione miny, kiedy pod palacem prezydenta podjezdza po mnie kolumna czarnych bmw x5... Jedziemy na spotkanie w ramach kampanii wyborczej Malika jakies 100 km od Dakaru do centrum religijnego Tivaoune; Jest wigilia urodzin proroka; do 10-tysiecznego miasta przyjechalo ok 2 milionow Murzynow i jestem tu chyba jedynym bialym. Jestesmy zaproszeni do jednego z wiekszych domow na uroczysty powitalny obiad tiebu dieune - wszyscy siedza na podlodze i siegaja lyzkami do wspolnych mis z ryzem, ryba, miesem i sosami. Potem powrot do Dakaru i wyjscie na piwo, ktore konczy sie kolo trzeciej w kolejnym lokalu, ludzie tu bardzo otwarci i bawiacy sie.

Nastepnego dnia zalatwiam wize do Gwinei i postanawiam pojechac do St Louis, dawnej stolicy. Mowie Malikowi, wyciaga telefon i po minucie mam wikt i opierunek u dyrektora z firmy farmaceutycznej; ktory za zone ma siostre wlasciciela, ktory jest kumplem Malika.

Potem mam probke podrozy in afrikan stajli - do St Louis jest 260 km, docieram po 9 godzinach - najpierw czekam az sie zapelni samochod (siedmioosobowy peugeot 504), potem samochod sie psuje w trasie i czekamy az przysla z Dakaru drugi, a potem sa korki bo caly Senegal jedzie do rzeczonego Tivouane na obchody narodzin proroka. Ale w St Louis odbiera mnie Pqapa i jest dobrze. Przez te dwa dni mieszkam z nimi. Papa ma zone Mame i trzech synow. Z synami idziemy na dlugi spacer do ujscia rzeki Senegal do oceanu. Sredni syn caly czas wola - wujek, koza! wujek, kokos! wujek, krab! Ploszymy kraby z norek, jest fajnie. W podziekowaniu za goscine kupuje chlopakom pilke nozna, w rewanzu dostaje tradycyjny stroj - dluga koszula i szerokie spodnie. Teraz moge niezauwazalnie wtopic sie w tlum... Ogolnie St Louis to dosc fajne, senne miasteczko we sladami kolonialnej swietnosci i 500-metrowym mostem autorstwa inzyniera Eiffela.

Dzis juz z powrotem w Dakarze, luzny dzien na wyspie Goree; skad wysylano black power do stanow. Jutro sie zaczyna chyba najtrudniejsza czesc podrozy - Gwinea; Ruszam jutro rano (piatek) i szacuje dotarcie do Conakry w poniedzialek-wtorek. W Gwinei nie ma asfaltu i wielu innych rzeczy do ktorych jestesmy przyzwyczajeni - Senegal to byl taki lajcik na poczatek:) Ale jest jeszcze czwartek, slysze ze obok zaczal sie fajny koncert a w siatce mam butelke whisky w podziekowaniu dla Malika...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...