wtorek, 31 marca 2009
Tim-nareszcie-buktu
Czekajac na landcruisera do Timbuktu poznaje trojke Hiszpanow. Dziewczyna mowi: Oh, so you are like Kapucinsky! (Wish I was...) Mowi, ze wszyscy, ktorzy podrozuja go znaja. W polowie drogi konczy sie asfalt, zaczyna pustynia, z ktorej trzeba czasem wypychac auto. W nocy dojezdzamy do promu, ktory juz nie chodzi, wiec nocujemy na macie przed lepianka z jedzeniem. Poznany Tuareg funduje nam na kolacje - smazonego capitaine'a czyli okonia nilowego z Nigru. Smaza tam tez dziwne ptaszyska o dlugich szyjach i nogach. Tuareg zaprasza nas tez do siebie w Timbuktu. Rano przeprawa i szwendanie sie po miescie. Gliniane meczety, waskie uliczki, niesamowity upal i wszedzie piach. Miedzy 11.00 a 15.00 da sie tylko lezec. Wstepuje do biblioteki z manuskryptami - objasniaja mi jak sie konserwuje i rekonstruuje zbiory. Po poludniu, jak upal troche odpuszcza, wsiadamy na wielblady i ruszamy na putynie. Pod wieczor dojezdzamy do gospodarstwa kolejnego Tuarega - namiotu, ktory przenosi co miesiac, jak sie skoncza w poblizu cierniste krzewy dla jego koz i wielbladow. Po kolacji czyli wspolnej misce ryzu z koza i przyprawami lezymy i gapimy sie w gwiazdy. Jest tak daleko do cywilizacji, chociaz zasieg w telefonie jest cqlkiem niezly. Konczy sie dopiero po 4 dniach drogi wielbladem z Timbuktu. Noc jest zaskakujaco zimna, kilka razy sie budzimy. Wstajemy ze sloncem. Rano idziemy do studni po wode, potem wracamy do miasta zanim slonce nie wzejdzie za wysoko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Interesujące to jedzenie ze wspólnej miski z kozą. Napisz coś więcej;)
OdpowiedzUsuń"Podróż jak z bajki: latającym samochodem do Timbuktu. 14 stycznia rozpocznie się podróż grupy śmiałków, którzy zamierzają pokonać trasę z Londynu do Timbuktu w pierwszym, dopuszczonym do ruchu, napędzanym biopaliwem, latającym samochodzie. Ekspedycji przewodzi Neil Laughton. Podróż ma trwać 6 tygodni, jej trakcie śmiałkowie zamierzają przelecieć nad Saharą. Członkowie ekspedycji, dzięki rozgłosowi jaki zyskają chcą zebrać 100 tys. euro dla rożnych organizacji charytatywnych"
OdpowiedzUsuńWidzieli nad Timbuktu coś takiego?
No, Pio, kibicujemy, i bardzo wygladamy ciagu dalszego przygod. Jako ze Kapuscinski afrykanski juz caly przeczytany (bardzo ciekawa historia ze on znany i kochany na swiecie), wiec rozumiesz - pozostają nam juz tylko Twoje relacje:). Jestes odpowiedzialny za swoich czytelnikow, wiec chwytaj za klawiature jak tylko sie da!
OdpowiedzUsuń